Witam w nowym cyklu tematycznym na blogu Prywatny INV€$TOR! To druga już, po inwestycjach alternatywnych, seria artykułów dotykająca konkretnego tematu. Tym razem sięgniemy do podstaw związanych z finansami osobistymi, podstaw które należy znać by w ogóle zacząć inwestowanie. Tak więc mimo, że temat opisujący panowanie nad wydatkami może się wydawać wyświechtany i na tak wielu blogach ekonomicznych poruszany, to mimo wszystko zachęcam do zapoznania się z tym wpisem – być może znajdzie się tu przepis na usprawnienie również i Waszego portfela?
[otw_is sidebar=otw-sidebar-3]
Panowanie nad wydatkami na początku
Każdy z nas ma to przeświadczenie, że wie na co wydaje pieniądze. Przecież w końcu to my płacimy w sklepie czy internecie, zatwierdzamy każdą transakcję zielonym przyciskiem tudzież wyjmując gotówkę z portfela. Tylko że dziwnym trafem często docieramy do punktu, gdzie stwierdzamy, że zostało nam za dużo miesiąca do końca pieniędzy, a przecież prawie nic nie kupiliśmy! Wtedy też padają obietnice, że będziemy notować wydatki, zbierać paragony, monitorować stan konta i w ogóle pieniądze przestaną nam znikać.
Czasem się to nawet udaje, powstaje zeszyt czy też plik w Excelu albo specjalna aplikacja w telefonie i ruszamy ze spisem.
Przez tydzień…
A potem wracamy do starych nawyków i tłumaczenia „przecież pamiętam, że kupiłem gazetę za 5 złotych„. Niestety, nie tędy droga…
Jak zacząć?
Pierwsze z czym musimy się zmierzyć by panowanie nad wydatkami było możliwe to my sami. Potrzebna jest systematyczność i wyrobienie nawyków. Dlatego jeśli chcesz być królem swoich pieniędzy, a nie ich sługą, musisz zacząć tu i teraz.
Nie od jutra.
Nie od poniedziałku.
Nie od nowego miesiąca.
A już na pewno nie od Nowego Roku.
Sięgnij teraz po kartkę papieru tudzież otwórz Excela i zapisz ile pieniędzy wczoraj i dzisiaj wydałeś. Sięgnij po wyciąg z karty by to sprawdzić, być może do kieszeni spodni po wepchnięty tam paragon lub po prostu postaraj się sobie przypomnieć wszystko co wydałeś. I zapisz to.
Jeśli właśnie to zrobiłeś to gratuluję! Pierwszy krok za Tobą! 🙂
Tak naprawdę technologia używana przy spisywaniu wydatków jest mało istotna. Chodzi o sam fakt, że poświęcamy swoim wydatkom trochę czasu. I to więcej niż przy samym wydawaniu, tylko później, gdy emocje związane z nowym zakupem już opadną. To ten punkt, który dużo potrafi zmienić w naszym podejściu do zakupów.
Sposoby spisywania wydatków
Jeśli nie korzystamy z typowego programu do spisywania wydatków tylko z notesu lub Excela można pójść jedną z trzech dróg.
Pierwsza to spisywanie według daty, czyli „poniedziałek, 4 lipca, 32 złote Biedronka; 11 złotych Starbucks„.
Druga to spisywanie według kategorii: „jedzenie: 32 złote; napoje” 11 złotych„.Trzecia to kombinacja dwóch powyższych: „poniedziałek, 4 lipca, jedzenie 32 złote (Biedronka), napoje 11 złotych (Starbucks)„.
Osobiście uważam trzeci sposób za najbardziej efektowny, gdyż pozwala zachować pełną kontrolę nad tym na co wydajemy pieniądze i to do niego będę się odnosił w reszcie artykułu.
[otw_is sidebar=otw-sidebar-1]
Przydatne narzędzia
Zacznijmy od pierwszej rzeczy, którą mamy do dyspozycji. Jest nią wyciąg bankowy. Tam mamy całkiem sporo informacji. Czasem trzeba opis tam zawarty jest dość kiepski i wymaga małego tuningu, ale plusem jest całkowita automatyzacja. Wtedy musimy jednak spisywać wydatki gotówkowe.
W niektórych bankach pojawiają się już, dostępne on-line, monitory z rozpiską naszych transakcji i rozbiciem na podstawowe kategorie jak samochód czy mieszkanie. Z jednej strony fajnie, z drugiej nie zawsze są to prawdziwe wartości, bo nie każdy zakup na stacji benzynowej to koszt eksploatacji pojazdu.
Pozostałe sposoby wspomagające panowanie nad wydatkami wymagają już od nas większego nakładu pracy. Niech to jednak Was nie zniechęca – warto!
Zeszyt to tradycyjna, oldschool-owa metoda na prowadzenie budżetu. Do minusów należy brak jakiejkolwiek automatyzacji, przez co będziemy tracić więcej czasu na podliczanie niż to konieczne.
Druga rzecz to formularz w Excelu. To w mojej opinii najlepsze rozwiązanie, które można praktycznie dowolnie skonfigurować pod swoje potrzeby i co ważniejsze – na większości komputerów nie trzeba nic instalować bo mają jakiś pakiet biurowy 🙂 W dodatku dzięki takim cudom jak różne chmury to możemy mieć dostęp do naszych wyliczeń praktycznie wszędzie.
Trzecia opcja to specjalne programy do budżetowania. Próbowałem z tego korzystać, jednak albo za dużo miałem transferów pomiędzy kontami i kartami (w programie ePortfel) przez co traciłem dużo czasu, albo po prostu interfejs mi nie odpowiadał. Inna kwestia to zakończenie wsparcia w programie, np Microsoft Money już nie ma aktualizacji. Plusem może być ściągnięcie transakcji bezpośrednio z banku, jednak z drugiej strony nie zawsze zakupy w markecie są tylko spożywcze, plus oczywiście w zagranicznych programach może nie być tej usługi. Pomijam tu kwestie wbicia danych do logowania w banku do zewnętrznego oprogramowania… Na plus też można zaliczyć automatyczne tworzenie wszelkiej maści raportów, podsumowań etc.
A jak ja to robię?
Ja właśnie w Excelu trzymam swój budżet. Dokładniej jest to kilka różnych plików w różny sposób skorelowanych ze sobą. Jednak bazą jest plik z dochodami oraz plik z wydatkami, choć oczywiście można połączyć obie te kwestie w jeden plik 🙂 Oczywiście sposób w jaki prowadzę swoje zapiski jest tylko przykładem, ale omówię go pokrótce. Na górze mam aktualny miesiąc oraz sumę przychodów w danym miesiącu. Druga linijka to plan budżetowy – tu wpisuję ile planuję wydać w każdym miesiącu. Całość mam podzieloną na trzy główne kategorie: Podstawowe wydatki, Przyjemności i Oszczędności. Każda z nich ma szereg dodatkowych kategorii takich jak wydatki na mieszkanie, samochód, jedzenie, ubrania etc. Z pytań dlaczego kultura jest podstawowym wydatkiem a odzież już nie śpieszę z odpowiedzią: ubrań mam pełną szafę, a kultura jest moim zdaniem niezbędna do samorozwoju.
Lećmy jednak dalej. Po lewej i prawej stronie mam rozpiskę na dni, poniżej podsumowanie każdej kategorii (zarówno w złotówkach jak i % dochodu z danego miesiąca). Na żółtym tle wpisuję otrzymane zwroty (np płacę w 1 lipca za bilety lotnicze dla trzech osób, mam zwroty w kolejnych dniach to je wpisuję tylko kwotą i komentarz dodaję od kogo i za co. Zielone tło to kwota jaka mi została z poprzedniego miesiąca, a na czerwono na dole jest kwota jaką mam do dyspozycji w danym miesiącu, z uwzględnieniem zwrotów i salda z poprzedniego miesiąca.
Problematyczne kwestie
Nawet zwykłe spisywanie wydatków może rodzić problemy. Największym z nich jest kategoryzowanie wydatków z jednego paragonu. Często w markecie kupimy i książkę, i chleb, i mydło czy wycieraczki do samochodu. Więc wpisywać jak leci cały paragon (jak robią to niektóre systemy do budżetowania przy naszych kontach) czy nie? Ja to rozbijam. Chemia do sprzątania to nie to samo co przyprawa do ziemniaków. Druga rzecz to kwestia zwrotów. Jak kupujędla kogoś i nie dostaję pieniędzy od razu to wpisuję jako swój wydatek. Dlatego by nie zobaczyć na wyciągu z banku zapłaconej stówki, której nie mam w budżecie. Dodaję też odpowiedni komentarz, np „bilet dla X”. Gdy mi X oddaje kasę to odpowiednia pozycja jest w zwrotach, również z komentarzem. Tworzy to odrobinę zamieszania przy wyliczeniach % wydatków (ich suma może wtedy przekroczyć 100%), ale lepszego sposobu nie znam. W przypadku różnych akcji typu cashback to środki lądują jako część dochodu 🙂
Dopasowanie do siebie
Żmudne i nudne to spisywanie wydatków? To może czas na zmianę podejścia? Generalnie ma być nam wygodnie. Jeśli narzędzie, którego używamy by wspomóc nasze panowanie nad wydatkami jest dla nas niewygodne, to będzie to negatywnie wpływać na naszą motywację i systematyczność. Dlatego właśnie sięgam do Excela, który pozwala mi naprawdę na wiele zmian. Głupio stracić kontrolę przez nielubiany interfejs w programie, prawda?
Spisywanie i co dalej?
Spisywanie wydatków to dopiero pierwszy krok do panowania nad budżetem domowym. Drugi to analiza, z pytaniem gdzie wydajemy najwięcej zbędnych pieniędzy. Kategoria ogólna „Przyjemności” wydaje się być tutaj kluczowa, choć niekoniecznie. Może się okazać, że chodząc co weekend do kina wydajemy kilka stówek, a rozglądając się za nienależącym do żadnej sieci kinem w naszej okolicy możemy zaoszczędzić naprawdę sporo. Ja na przykład w jednym z warszawskich kin płacę za bilet w weekend 18 złotych. W porównaniu do sieci na M lub C to całkiem mało… Podobnie jak ujawnią się nasze nawyki. Jeśli dla przykładu co poniedziałek mamy opory przed wstaniem wcześniej z łóżka, co kończy się śniadaniem w fast-foodzie to raczej nas to przy płaceniu nie boli. Ale widząc, że w ciągu miesiąca to 60 złotych (4 x 15zł) to już nieco inaczej, prawda? Panowanie nad wydatkami to kontrola samego siebie, naszych nierzadko wieloletnich odruchów. Dlatego ważne jest by się przyjrzeć naszym wydatkom i znaleźć luki, przez które przeciekają pieniądze. To w końcu WASZE PIENIĄDZE!
Nie, nie spisuje… przy niechętnej drugiej połowie i chaosie związanym z dzieckiem nie daje rady spisywać wydatków. Staram się mniej więcej ogarniać i walczyć z wypływami finansowymi „u źródła”.
hmm, a czemu przy dziecku się nie da? Paragonami mleko zagryza? 😉 Też parę razy uważałem, że nie trzeba, a potem zawsze jakoś zostawało dużo miesiąca na koniec pieniędzy :/
Kiedyś prowadziłem taki skoroszyt i faktycznie czułem większą kontrolę nad wydatkami i wiedziałem kiedy mogę sobie pozwolić na więcej a kiedy wstrzymać pieniądze na przyjemności. Z czasem zbieranie rachunków mi się znudziło i przestałem je księgować. Teraz po paru miesiącach widzę że znowu w moim portfelu zagościł chaos i takie rzeczy jak spisywanie na co ile pieniędzy wydaje – bardzo pomaga. Bardzo proste i często ignorowane narzędzie, ale niezbędne jeżeli chce się mieć pełną kontrolę nad finansami.