CZŚ #7: czy faktycznie jest 6 złych wiadomości dla zwycięzcy loterii?

przez | 16 sierpnia 2021

Polemika z czyimś zdaniem jest dziś powszechna. Tym bardziej, że internet znacznie ją ułatwia. W końcu przez sieć możemy dyskutować z osobą będącą kilkanaście tysięcy kilometrów od nas. Choć jak pewnie wszyscy widzimy – obecnie często „polemika” w sieci przeradza się w stek wyzwisk, zwłaszcza gdy dyskusja dotyczy tematów politycznych. Dziś jednak wdam się w dyskusję z Maciejem Samcikiem, autorem zapewne znanego wszystkim bloga Subiektywnie o finansach. I nie będzie o polityce (zbyt wiele), a o złych wiadomościach jakie Maciej przygotował dla zwycięzcy ostatniej kumulacji w Eurojackpot – w której ktoś w Polsce zgarnął (przy kursie 4,56 zł za 1€) 206,5 mln zł.

[otw_is sidebar=otw-sidebar-1]

Materiał źródłowy

Czyli wpis Macieja. Wielokrotnie będę cytował jego fragmenty w tym wpisie, ale tradycyjnie załączam materiał do pełnego źródła, coby nie było, że wycinam z kontekstu jakieś treści. Każdy może zweryfikować informacje o jakich będę pisał.  Przejdźmy do polemiki z problemami wskazanymi przez Macieja.

Problem 1: Tak naprawdę to wcale nie jest rekord

Podano, że wygrana jest rekordową kwotą nominalnie. Jednak autor oryginalnego wpisu pisze o inflacji, mówiąc o porównywalnych cenach w sklepach. Jednak należałoby wziąć pod uwagę, że dysponując taką kwotą najczęściej się sięga po produkty z wyższej półki, a tu już inflacja może być odmienna. No i nikt na świecie nie mówi, że padła rekordowa wygrana, ale po uwzględnieniu inflacji jest ona niższa niż rekord sprzed X miesięcy/lat.

Poza tym czy na serio to jakikolwiek problem?

Problem 2: Na rękę będzie znacznie mniej, bo trzeba zapłacić podatek

Nie wiem, w którym momencie płaci się podatek, ale prawdopodobnie jest on odcinany od nagrody już przy wypłacie

z tego co ja wiem to właśnie tak, nie dostaje się kwoty brutto na konto, bo przy takich liczbach by kusiło żeby z całością uciec za granicę 😉

zaś wartość wygranej netto to jedynie nędzne 186 mln zł.

Gdyby to słówko „nędzne” wziąć w cudzysłów to jeszcze by można było uznać to za celowy zabieg. Jednak nie ukrywajmy: „nędzne 186 mln zł” byłoby cudem dla ponad 90% społeczeństwa w Polsce. I dla autora podejrzewam też…

Dobrze, że nagroda nie jest wypłacana w euro, bo mógłby dojść koszt spreadu walutowego. 1% od wymiany 45 mln euro to byłoby 2 mln zł „prowizji” (no, chyba, że człowiek skorzystałby z porządnego kantoru internetowego, ale przy takich pieniądzach raczej musiałby iść do banku).

Czy koniecznie trzeba wymieniać całą kwotę od razu? Poza tym ja bym chyba przy obecnej polskiej inflacji wolał trzymać większość tych pieniędzy w euro niż w PLN…

Problem 3: Nie ma co liczyć na życie z procentów

Niestety, to już nie te czasy, w których deponuje się pieniądze na lokacie i żyje z odsetek. Jeszcze poprzedni wielki zwycięzca mógł liczyć na 2% rocznie po odliczeniu podatku Belki i na jakieś 300.000 zł miesięcznych odsetek od tych depozytów. Czyli mógł dobrze żyć i nie naruszać kapitału.

Cóż, trzeba przyznać, że to racja. Jednak by uzyskać stopę zwrotu kapitału na poziomie 2% wcale nie trzeba banku. Co prawda później jest poruszany i ten „problem” jednak większość banków by i tak nie dała standardowego oprocentowania depozytu dla takiej sumy. A już na pewno by naciskali na różne produkty bankowe, by całość nie była jedynie na lokacie.

Czy da się żyć z procentów przy takiej tudzież mniejszej kwocie? Osobiście uważam, że tak, choć na bank nie ma co specjalnie liczyć. Co innego spółki dywidendowe… Ale to temat na oddzielny wątek.

Problem 4: Wygraną będzie zjadała inflacja. Bardzo szybko

Niestety, żyjemy w czasach, w których banknoty – takie, jakie wygrał w dużej liczbie nasz bohater – drukowane są przez banki centralne bez pokrycia i bez żadnych ograniczeń. A zatem ich wartość spada. Też bardzo szybko i bez żadnych ograniczeń. W Polsce inflacja wynosi obecnie 5% i rośnie, ale jest to zjawisko globalne.

Trudno się z tymi argumentami nie zgodzić. Sami widzimy ceny w sklepach. Z tą różnicą, że część gospodarek (w tym sojusznika naszego rządu – węgierska) podnosi stopy procentowe by przeciwdziałać inflacji. W temat polityczny zagłębiać się nie będę, bo to też temat na naprawdę długi esej. Ale tak, tu jest problem. Posiadanie tej gotówki na koncie, a raczej kontach – bo przecież gwarancje BFG są do €100 tysięcy tylko na jeden bank. Czyli ile kont potrzebowałby nasz zwycięzca by być pod parasolem ochronnym BFG? Kalkulator mówi o 453 kontach. Z czego nie wiem (i sam się przyznaję) czy gwarancja BFG dotyczy €100 tysięcy na każdym koncie w danym banku czy sumarycznie Jan Kowalski z upadającego banku dostanie tylko €100 tysięcy, nieważne ile miał kont. Wątek do sprawdzenia 😉

Tak czy inaczej, nikt nie będzie trzymał takiej kwoty w banku. Co nie zmienia faktu, że inflacja jest sporym problemem obecnie…

Problem 5: Będzie trzeba nauczyć się  o „dziwnych rzeczach”

Przed inflacją można próbować się uratować, inwestując w realne aktywa, czyli rzeczy, których nie da się „wydrukować”, jak pieniędzy. Mogą to być metale szlachetne (złoto, srebro, metale strategiczne), nieruchomości, akcje największych światowych koncernów.

Nie wiem czy to nie stereotyp, ale mówią, że większość uczestników gier losowych nie inwestuje oszczędności, bo gdyby je inwestowali, to nie graliby w gry losowe. Jeśli to prawda – jest dość duże prawdopodobieństwo, że nasz bohater nie jest znawcą rynków kapitałowych, walutowych i inwestycji alternatywnych.

Tu faktycznie jest rozwinięcie wątku z problemu nr 3. I pełna zgoda, że trzeba się tego nauczyć. Dalej autor wspomina, że ta nauka jest dużo bardziej kosztowna niż 30 lat temu. I tu osobiście mam pewne wątpliwości, choć jako argument jest podana lokata w banku – gdzie problemem byłyby limity i banku i BFG, o czym pisałem wcześniej… 

Tak czy inaczej – nie ma co ukrywać, że przy takiej kasie „spadającej z nieba” to życie zmienia się o 180°. I wymaga to nauki. Myślę, że nawet bardzo doświadczeni inwestorzy musieliby się przygotować na nowy scenariusz posiadania kilkudziesięciu czy kilkuset milionów na inwestycje. Ja sam mam scenariusz na ~10 mln złotych, więc inwestycja kwoty dwudziestokrotnie wyższej też wymagałaby co najmniej serii przemyśleń…

Problem 6: kasa z Eurojackpot i… na mnóstwo rzeczy wciąż człowieka nie stać

Na co może nie być stać naszego bohatera? Prywatny odrzutowiec Airbus lub Boeing w wersji lux kosztuje 150-200 mln euro. Naprawdę porządny jacht z obsługą? To samo. Dom w luksusowej dzielnicy Los Angeles? Też mniej więcej tyle samo. Prywatna wyspa? Jeśli miałaby być duża i luksusowa, to też jest rząd wielkości ceny, która kilkakrotnie przekracza wygraną w Eurojackpot.

Cóż, nie da się ukryć, że kwota 186 mln zł (czyli netto) szału nie czyni. Najbiedniejszy z najbogatszych Polaków ma więcej. Oczywiście to wystarczy z nawiązką by znaleźć się w 1% najbogatszych na naszej planecie – wspominałem o tym progu w artykule, że milion to za mało.

Wymienione w cytacie produkty są skrajnie luksusowe. W dodatku sięganie po Airbusa czy Boeinga to spory wydatek i pytanie czy ktokolwiek go potrzebuje? Bo istnieje np taki Cirrus Vision Jet, kosztujący niecałe $2 mln (czyli sporo mniej niż 10 mln zł), a zasięg ponad 1 500 kilometrów z prędkością dochodzącą do ponad 550 km/h jest w zupełności wystarczające. Nie mówiąc już o jeszcze tańszych opcjach jakimi są samoloty śmigłowe… Dom w luksusowej dzielnicy czy wypasiony jacht – powiem szczerze, że to mocno przywiązuje. Nie lepiej wynająć? Zresztą jak nie latamy często ale nieregularnie samolotem to też lepiej korzystać z „powietrznych taksówek”. Kwota 10 mln złotych do wydania na samolot i koszty utrzymania by skoczyć czasem z Warszawy do Szczecina na grilla to całkiem sporo (bo jakieś pińcet!) przelotów „tam i na zad” powietrzną taksóweczką. Więc dużo bardziej opłacalne. Oczywiście nie możemy się wtedy pochwalić, że mamy prywatny odrzutowiec ale…

Problem 7 – a tak naprawdę jedyny…

Tego problemu nie ma wymienionego we wpisie Macieja. Ja jednak uważam go za najistotniejszy. Na miejscu zwycięzcy nie chwaliłbym się wygraną. Nie podnosił gwałtownie i w sposób niekontrolowany swojego poziomu życia. Im mniej osób będzie wiedzieć, że masz kasę – tym lepiej. Tego uczą dziesiątki jeśli nie setki historii – nie tylko tych dotyczących zwycięzców loterii.

A że niestety przyzwyczajamy się do luksusu – to później pojawia się problem gdy z jakiegoś powodu na dany luksus przestaje nas być stać. Co prawda przy rozsądnym zarządzaniu nawet mając 1/10 tej rekordowej wygranej nie powinno dojść do bankructwa, ale życie pisze różne scenariusze. Więc lepiej żyć na spokojnie, korzystać rozsądnie z kasy i nie chwalić się na lewo i prawo, że się ją ma.

Chcesz Ferrari? Spoko, ale wiesz że nie jest to jakieś mega wygodne auto do codziennego użytkowania? Więc może lepiej zamiast kupować za 1-2 mln zł taką furę wynająć ją na parę tygodni czy miesięcy? A potem zmienić na Lamborghini, Astona, Maserati i de facto co pół roku jeździć innym autem? Przy koszcie 36 tysięcy na miesiąc za Ferrari to 2 miliony złotych wystarczą na 55 miesięcy najmu – co daje nam prawie 5 lat. A przecież w międzyczasie możemy zmienić auto na inne 🙂 Co prawda ja jestem zwolennikiem posiadania auta na własność (podobnie jak mieszkania), jednak czy koniecznie musi to być sportowa bryka? Sedan czy SUV za ~300 tysięcy PLN (czyli np doposażone Volvo XC 60) to dobry wybór, a do zabawy/pokazania się sobie wypożyczać co rusz inną sportową furę 🙂

Podsumowując

Ogólnie – nie zgadzam się z większością „problemów’ wymienionych na blogu Subiektywnie o finansach. Co zresztą widać. Czy kiedyś opublikuję poradnik jak rozsądnie wydawać dużą kasę? Cóż, przedsmak takowego macie powyżej – a żeby o czymś pisać by trzeba było być publicznym multimilionerem. A biorąc pod uwagę moje podejście – nie sądzę, żebyście się dowiedzieli jak wygląda stan mojego konta…

Oczywiście – jestem świadom, że artykuł Macieja Samcika jest poniekąd z przymrużeniem oka, jednak nadal jest to łyżka dziegciu w beczce miodu. Więc podszedłem do tego dość poważnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *