Mam za sobą kolejny intensywny weekend, w czasie którego przejechałem całkiem sporo kilometrów po Polsce. A biorąc pod uwagę jaką mamy inflację w Polsce (15,5% r/r wg wstępnych danych GUS za czerwiec 2022), to warto zerknąć na kwestie oszczędności w naszych codziennych czy weekendowych działaniach. A wbrew pozorom jest parę opcji oszczędnościowych, choćby na zwykłej podróży. Odpowiedzmy więc sobie na konkretnym przykładzie jak oszczędzać w czasach wysokiej inflacji?
[otw_is sidebar=otw-sidebar-1]
Jak oszczędzać w czasach wysokiej inflacji: opłaty autostradowe Konin – Września
Jadąc w stronę jednej z wielkopolskich miejscowości mogę jechać aż do Wrześni autostradą A2… Oczywiście mamy na tym etapie dwa płatne odcinki: państwowy za niecałe 10 zł oraz prywatny, część Autostrady Wielkopolskiej A2…
Ten prywatny kosztuje i to nie mało. Osobiście pamiętam czasy gdy był w cenie zbliżonej do ceny państwowego odcinka (między Koninem a Strykowem). Teraz jednak za odcinek Konin – Września mamy do zapłacenia 25 złotych… To prawie 0,5 zł za każdy jeden kilometr, oczywiście nie licząc kosztu paliwa.
Na blogu znajdziecie artykuł pt „wszyscy jesteśmy inwestorami„, w którym poruszam temat czasu. Ten artykuł mówi o kupowaniu swojego czasu za pieniądze. I na logikę temu właśnie służy płatna autostrada A2: kupujemy wygodniejszą (choć nudniejszą) trasę, która ma nam zaoszczędzić czas. Ile jednak zaoszczędzimy? Tytuł już zaspoilerował odpowiedź na to pytanie: 12 minut. Taka jest właśnie różnica w czasie przejazdy gdy jadę z Warszawy ponad 300 kilometrów do północnej Wielkopolski. Google Maps pokazuje mi przejazd przez A2 i Wrześnię (335km) w czasie 3 godzin i 55 minut. W tym samym momencie, zjazd z A2 przy Koninie (czyli tylko po państwowym odcinku) pokazuje krótszy dystans (328 km) i czas przejazdu na poziomie 4:07. Czyli dokładnie 12 minut, za które mam zapłacić 25 złotych.
Kiedy każda minuta jest „na wagę złota” to jasne, jest to warte tej ceny. Jeśli jednak możemy te 12 minut wyjechać wcześniej albo dojechać później to warto temat przemyśleć.
Jest też jeszcze jeden aspekt takich decyzji. Jeśli by się zdarzyło, że powinniśmy zatankować na ostatnim odcinku autostrady w naszej podróży to liczmy się z kosztem paliwa wyższym o 10-15% względem stacji poza autostradą. To oczywiście efekt zarówno mniejszej konkurencji na autostradzie jak i horrendalnych kosztów utrzymania stacji paliw w takim miejscu. Dla auta z koniecznością zatankowania 50 litrów zapłacenie 0,4 zł za każdy litr więcej to kolejne 20 złotych dodatkowych kosztów.
Inne oszczędności w podróży samochodem
Wspomniałem powyżej o konieczności tankowania na autostradzie. Kiedy mamy do przejechania mniej niż 400-500 kilometrów to powinniśmy starać się tankować przed wjazdem na autostradę czy drogę ekspresową. Osobiście tak właśnie robię, paliwo w centrum Warszawy jest tańsze niż przy wspomnianym A2. To kilkanaście do kilkudziesięciu złotych oszczędności na jednym tankowaniu. Przy koszcie tankowania ~400 złotych (50 litrów po 7,99 zł) zaoszczędzenie ~20 złotych poprzez zwykłe zaplanowanie wizyty na stacji przed wjazdem na autostradę/S-kę to całkiem sporo.
Druga rzecz to jedzenie i napoje. I o ile wiem, że kawa na stacji to coś innego niż ta z domu, a i czasem się ma chęć na hot-doga czy którąś z sieciówek po drodze, to jednak można też pomyśleć wcześniej. Woda, słodkie napoje, batony i ciastka to rzeczy, które na stacji paliw (każdej) są znacznie droższe niż w sklepie. Wiedząc, że wybieramy się w podróż warto się przygotować. Kupienie butelki napoju izotonicznego w cenie 1,99 zł zamiast 4,99 zł to też spora różnica. Podobnie z napojami z kofeiną czy batonami czekoladowymi. W zależności od długości podróży oszczędności potrafią sięgnąć kilkunastu złotych. Wspomniane ponad 300 kilometrów to dla mnie osobiście koszt napojów na poziomie ~6 złotych w sklepie z popularnej sieciówki. Na stacji paliw wyszłoby co najmniej 15 złotych.
Jak widać z powyższych akapitów planując podróż wystarczy około 25 minut (objechanie części płatnego odcinka + 10 minut w sklepie) by zaoszczędzić nawet ponad 50 złotych! Czasu tankowania przed wyjazdem nie liczę, bo czy przed wyjazdem czy w trasie – czas jest zbliżony i nie do uniknięcia. Ale to nie wszystko..
Jak oszczędzać w czasach wysokiej inflacji: a może by tak zarobić na trasie?
Ostatni element o którym wspomnę w kontekście przejazdu to możliwość wykorzystania współczesnych zasobów internetu. Jeśli mamy konkretne elementy naszego przejazdu, takie jak godzina wyjazdu, bardzo precyzyjnie zaplanowane to możemy pokusić się albo o współpasażerów albo o wzięcie jakiejś paczki ze sobą. W internecie jest kilka serwisów, które oferują kojarzenie klientów z kierowcami, także w popularnych social-mediach są tego typu grupy. Osobiście od wielu lat korzystam z tego rodzaju rozwiązań, zwłaszcza podróżując samemu. Mój komfort podróży się nie zmienia, paliwo wychodzi taniej, a można poznać bardzo ciekawych ludzi. W wyjeździe będącym tłem dzisiejszego wpisu miałem pasażerów zarówno na pierwszym jak i na ostatnim, powrotnym etapie przejazdu. Sumarycznie dało mi to „rabat” na paliwie na poziomie prawie 45%! Więc naprawdę całkiem sporo środków, które można po prostu przeznaczyć na coś innego niż benzyna obciążona wysokimi podatkami 🙂
Dlaczego nie komunikacja publiczna?
Pytanie, które się w kontekście oszczędności to czemu nie zamienić samochodu na komunikację publiczną? Przyczyn wyboru własnego auta ponad pociąg/autobus potrafi być sporo. Począwszy od niedopasowanej siatki połączeń, poprzez godziny odjazdu, potencjalne przesiadki i czas samej podróży aż po ilość bagażu czy trudny do oszacowania własny komfort podróży. Osobiście wiem, że próba realizacji mojego wyjazdu weekendowego środkami komunikacji publicznej wydłużyłyby podróż o >3 godziny i to przy założeniu braku opóźnień. A PKP ma tradycję spóźnień i mówię to w kontekście relatywnie niedawnych podróży. W grudniu 2021 jechałem w dwie strony pociągiem i w obu kierunkach było kilkudziesięciominutowe opóźnienie. A czy się poprawiło, osobiście wątpię, ale niedługo się będę miał okazję przekonać…